Zanim tu stanąłem, zastanawiałem się, na jaki temat powinienem mówić. Myślałem o różnych tematach jak o Mojżeszu, Eliaszu, o kołach w kołach z proroctwa Ezechiela i o wielu innych, lecz w końcu zadecydowałem, że porozmawiamy sobie o nas samych.
Pragnę, abyście wiedzieli, że wszystko, co tu jest mówione, odnosić się będzie do każdego z nas osobiście. Nie chcę, byście stosowali to do innych. Zawsze staram się podkreślać tę uwagę. Przypominam sobie, że niedawno temu, po pewnym moim wykładzie o pysze, podszedł do mnie pewien brat i rzekł: „Bracie Barton, w twoim wykładzie było kilka bardzo pożytecznych punktów i podczas gdy mówiłeś, spojrzałem na moją żonę będąc ciekawym, jak ona przyjmuje podawaną przez ciebie lekcję. Tymczasem ona twardo spała”. „Bracie — powiedziałem do niego — jestem gotów powtórzyć ten wykład jeszcze raz, żebyś ty mógł z niego skorzystać”. Zdawałem sobie sprawę z tego, że ów brat podchodził do sprawy z humorem, ale wiem dobrze, że pod tym względem, by stosować różne rady do innych a nie do siebie, zawsze grozi nam pewne niebezpieczeństwo. Wybrałem więc obecnie taki tekst, w którym Bóg miał właśnie mnie i was na względzie, gdy podał go w Biblii — każdego z was osobiście, pojedynczo — i wierzę, że gdy w takim usposobieniu go przyjmiecie, będzie dla was tym cenniejszy.
Następnie, gdy zadecydowałem, aby mówić o was, to znów wyłoniło się pytanie, czy mam mówić o waszej znajomości, o waszych zdolnościach, albo może o waszych pragnieniach. W końcu jednak zdecydowałem, że najlepiej będzie mówić o sercu, które jest najważniejsze ze wszystkiego, co posiadamy, a ściśle mówiąc o strzeżeniu naszych serc. Obrałem więc za temat naszego rozważania słowa tekstu, które nasi bracia wywiesili tuż przed naszymi oczami: „Nade wszystko, czego ludzie strzegą, strzeż serca twego, bo z niego żywot pochodzi”.
W Słowie Bożym serce użyte jest jako symbol uczuć, intencji, motywów lub pragnień. Święty Paweł w liście do Żydów (8:10) mówi o metodach, jakich Pan użyje w przyszłym wieku i że prawa swe da do ich umysłów i napisze je na sercach. Pierwsze określenie mówi, że otrzymają oni jasne pojęcie i zrozumienie Boskiego prawa, a drugie, że gdy je umiłują, to zostaną wtedy wyryte w ich sercach. To samo jest prawdziwe także i w stosunku do nas. Nie wystarczy posiadać znajomość. Oprócz niej musimy jeszcze oceniać i miłować Boskie rzeczy.
Tekst, który wzięliśmy pod rozwagę dopomaga nam do zrozumienia i ocenienia jak ważną rzeczą jest strzeżenie serca: „Nade wszystko strzeż serca swego”, ponieważ to zadecyduje o twojej egzystencji, o twoim wiecznym życiu. Jeśliby tekst ten mówił, że od pilnego strzeżenia naszego serca zależny będzie stopień naszej przyszłej chwały, to nie byłoby to tak ważne. Moglibyśmy pomyśleć, że gdy nie będziemy zbyt pilnymi w strzeżeniu naszego serca, to chociaż nie otrzymamy wyższego stopnia chwały, to otrzymamy niższy. Albo gdyby Pan powiedział: „Strzeż z całą pilnością twego serca, bo od tego będzie zależało twoje przyszłe stanowisko”, to wskazywałoby na jeszcze inną myśl i także nie byłoby aż tak ważne, jak na to wskazuje nasz tekst. On mówi, że wszystkie nadzieje nasze co do przyszłości, w ogóle nasze przyszłe życie, zależy od strzeżenia naszego serca.
Zauważmy dobrze — otrzymanie przyszłego życia nie zależy od tego, z jaką pilnością staramy się o znajomość lub jak dbamy i pilnie strzeżemy stanowiska, jakie mamy w kościele, albo jak gorliwie zabiegamy o to, by być zawsze w dobrych stosunkach z braćmi. Nie, prorok pomija te wszystkie rzeczy i mówi: „Strzeż z całą pilnością twego SERCA”. Nie chce przez to powiedzieć, że te inne rzeczy są nieważne. Pan zabrania nam, byśmy lekceważyli sobie znajomość Słowa Bożego albo nie dbali o nasze stanowisko w ciele Chrystusowym lub byli niedbałymi w stosunku do drugich. Jeżeli jednak chodzi o nasze najwyższe dobro, to najważniejszą rzeczą jest strzeżenie naszych serc z całą pilnością i gorliwością, ponieważ gdy serca nasze będą w odpowiednim stanie, to jeżeli nawet będziemy posiadali braki pod innym względem, to ciągle jeszcze będziemy we właściwym miejscu. Lecz gdyby było na odwrót, gdybyśmy starali się o różne rzeczy, a zaniedbali tej jednej najważniejszej — strzeżenia własnych serc, to wszystko byłoby dla nas stracone.
Prawdziwość tego można by przyrównać do człowieka, który zamierzał kupić dom. Znalazł odpowiedni, obejrzał go i stwierdził, że położenie było dobre, ilość pokoi odpowiadała jego wymaganiom itd., lecz po sprawdzeniu tego wszystkiego dowiedział się, że dom ten nie jest na sprzedaż. Cóż z tego, że wszystko w tym domu podobało mu się, skoro nie mógł go kupić. A jednak, gdyby dom ten był na sprzedaż, to jego wszystkie walory powiększyłyby tylko jego wartość. Podobnie jest z nami. Jeżeli posiadamy dobrą znajomość Słowa Bożego, jeżeli chętnie zgromadzamy się z naszymi braćmi, jeżeli chętnie wykorzystujemy wszystkie nasze zdolności i możliwości w służbie Pańskiej, jeżeli nade wszystko strzeżemy z całą pilnością naszych serc, to wówczas te wszystkie wymienione rzeczy będą posiadały swą wartość. Ale jeśli staramy się o te wszystkie rzeczy, a ignorujemy radę mędrca Pańskiego: „Strzeż serca twego”, to one okażą się bezużytecznymi dla nas.
Wielu myśli, że nasze uczucia, intencje, motywy niewiele znaczą, gdy postępowanie nasze jest właściwe. Lecz ja pragnę podkreślić, że właśnie nasze intencje, motywy i pragnienia są o wiele ważniejsze dla rozwoju naszego chrześcijańskiego charakteru i naszych nadziei co do przyszłości aniżeli jakakolwiek inna rzecz. Ważnym jest nie to, co robisz, ale dlaczego to robisz; nie to, czym jesteś, ale czym starasz się być; nie to, czego dokonałeś, lecz jakie są twoje pragnienia i zamierzenia. Jeżeli twoje intencje są dobre, to jesteś w porządku. Jeżeli natomiast twoje intencje są złe, to i z tobą jest źle: „albowiem jak człowiek myśli w sercu swoim, takim też i jest”.
Pan jest naszym Sędzią, ale On nie sądzi nas według naszej wiedzy, nie według naszej aktywności, ani też według wielkości naszej służby, jaką bylibyśmy w stanie wykonać, ani też co do regularności w uczęszczaniu na zebrania. On nie sądzi nas według poważania, jakim cieszymy się u braci. Tak, On nie sądzi nas na podstawie żadnej z tych wymienionych zewnętrznych rzeczy. Pan patrzy na serce, o którym mówi nasz tytułowy tekst, od którego zależą wszystkie podstawowe i życiowe kwestie, na podstawie którego On nas sądzi, czy nadajemy się, czy też nie do Jego królestwa, a nawet czy zasługujemy na jakiekolwiek miejsce we wszechświecie.
„Dobrze — może ktoś zapyta — ale jak można poznać swoje własne intencje? Jak na przykład poznać, czy moje motywy są dobre, czy złe?” Otóż drodzy bracia, musimy pamiętać, że w zupełności nie będziemy mogli odpowiedzieć na to pytanie zawsze pozytywnie, gdyż musimy zdawać sobie sprawę z tego, że nasz sąd jest niedoskonały. A więc jeżeli nasze serca będą we właściwym stanie, to nie będzie dla nas trudnym rozpoznać czy nasze intencje są dobre, czy nie, lecz jeżeli nasze serca są złe, to one z łatwością zwiodą nas. Dlatego obecnie widzimy wokół siebie miliony ludzi, którzy uważają, że są na dobrej drodze, a jednak Bóg nie da uznania tej ich drodze. Podobną myśl wyraża apostoł Paweł w liście do Koryntian: „Aleć u mnie to jest najmniejsza, żebym był od was sądzony, albo od sądu ludzkiego; lecz i sam siebie nie sądzę. Albowiem choć nic na siebie nie wiem, wszakże nie przez to jestem usprawiedliwiony, ale Ten, który mię sądzi, Pan jest” (l Kor. 4:3, 4).
Ze słów tych widzimy, że ktoś może mniemać, że jego intencje są właściwe, podczas gdy w rzeczywistości jest odwrotnie. Ponieważ więc możemy być zwiedzeni odnośnie naszych intencji, postaramy się obecnie zastanowić nad tym, w jaki sposób możemy nasze serca utrzymać w czystości i sprawiedliwości.
Pamiętajmy, że Pan nie tyle zwraca uwagi na nasze czyny, ale przede wszystkim patrzy na nasze serce, na nasze intencje i motywy, które powodują takie czy inne postępowanie. I stwierdzamy, że bardzo wiele rzeczy, które same w sobie nie są złymi, będą przez Pana potępione, ponieważ kryły się za nimi złe motywy. Myśl ta jest wyrażona w słowach Salomona: „Wyniosłość oczu, nadętość serca i oranie niepobożnych są grzechem” (Przyp. Sal. 21:4). Pytamy, czy może być coś grzesznego w oraniu? Nie, sam proces orania jest dobrą, właściwą i konieczną rzeczą, lecz człowiek, który orze pole w złym usposobieniu serca, ma złe myśli i pragnienia, by pieniądze zdobyte tą pracą użyć na samolubne lub światowe rzeczy — tego człowieka oranie jest grzechem. Grzech faktycznie nie leży w akcie orania. Z ludzkiego punktu widzenia orka tego rolnika może być lepsza od orki innego, który orał w pobliżu, a jednak jest faktem, że człowiek, który orał lepiej, popełnił grzech, a ten, który wykonał swoją pracę gorzej, otrzymał uznanie od Boga. Bóg bowiem nie patrzy jak prostymi byłyby bruzdy, lecz na motywy, na serca orzących. I właśnie taki niewinny akt jak orka może być grzechem z powodu grzesznych motywów człowieka, który wykonywał tę pracę.
Podkreślamy także, że nawet rzeczy, które same w sobie są pobożnymi, są grzechem, jeżeli praktykowane są ze złych pobudek, zgodnie z tym, co mówi Izajasz: „Inaczej ten, co zabija wołu na ofiarę, jakoby zabił człowieka. Kto zabija na ofiarę bydlątko, jakoby psa ściął; kto ofiaruje ofiarę suchą, jakoby krew świni ofiarował, kto kadzi kadzidłem, jakoby bałwanom błogosławił” (Izaj. 66:3). W owym czasie naród izraelski miał przykazane, aby składał na ofiarę woły — to było częścią wymagań zakonu, a my mamy powiedziane, że człowiek, który złożył taką ofiarę, uznany byłby za przestępcę, jakoby zabił człowieka. Jest jasne, że nie z tego powodu, że on ofiarował wołu, bo było to jego obowiązkiem religijnym i normalnie akt taki otrzymywał Boskie uznanie. Dlaczego więc człowiek ten został uznany za mordercę? Naród izraelski z biegiem czasu zaczął odstępować od Boga, zboczył z prawdziwej drogi i w rezultacie tego zdarzało się, że często człowiek ofiarujący wołu czy inne zwierzę, czynił to z pychy, z samowywyższenia. A więc ofiarował on wołu nie dlatego, by okazać swoje posłuszeństwo Bogu, lecz by pokazać drugim, jak wiele on poświęca dla Boga. On pragnął, aby wszyscy podziwiali jego pobożność i z tego punktu widzenia Bóg potępił jego postępek. Było to grzechem.
Ktoś z was może być powołanym do modlitwy i może powiedzieć najpiękniejszą i najlepszą modlitwę na tej konwencji, lecz jeżeli intencją jego serca było zachwycić obecnych i zwrócić uwagę na siebie i na swoje zdolności, to zapewniam was, że Bóg nie słuchał takiej modlitwy i taka modlitwa wypowiedziana z niewłaściwych intencji była w Jego oczach grzechem, chociaż mogła być wyrażona bardzo dokładnie i każda jej myśl mogła być w zupełnej harmonii ze Słowem Bożym. Możliwe też, że wyrażała ona sentyment wielu serc lepiej, aniżeli kto inny mógłby to uczynić. Jeżeli jednak pragnieniem tego, który tę modlitwę wypowiadał było, by pokazać siebie przed zgromadzeniem, to drodzy bracia, Bóg nigdy nie wysłucha takiej modlitwy. Lecz może być tak, że gdy serca poparły tę modlitwę, to Bóg przyjął ją jako ich modlitwę, tak jakoby oni ją wypowiedzieli. Ona została przypisana im, ponieważ ich serca znajdowały się we właściwym stanie.
Drodzy bracia, widzimy więc jak ważnym jest utrzymanie naszych serc we właściwym stanie we wszystkich sprawach naszego życia. Jest bowiem pewnym, że intencje i motywy serca posiadają większe znaczenie aniżeli sam czyn. Na przykład, moglibyście coś uczynić, co byłoby w oczach innych złem, co mogłoby nawet poruszyć do głębi wszystkich wokół was. Jeżeli jednak w waszym sercu byłyby czyste intencje, jeżeli pragnieniem waszego serca by było, żeby przynieść chwałę Bogu, wtedy bez względu na to, jak jesteście potępiani przez innych, Bóg was nie potępi. Posiadacie nadal Jego uznanie, ponieważ On widział wasze intencje. I na odwrót, jeżeli posiadamy coś, co jest nawet w zupełności właściwe samo w sobie, coś co otrzyma pochwałę i uznanie u wszystkich, lecz jeżeli kierowani byliśmy niewłaściwym duchem, pychą, pokazaniem samego siebie, wtedy Bóg nie da nam Swego uznania. On potępi to, chociaż wszyscy inni dali naszemu postępowaniu uznanie.
Mając to wszystko na uwadze, pragnieniem naszym winno być, by bezustannie roztrząsać, rozsądzać swoje intencje w świetle Słowa Bożego, które jak mówi apostoł Paweł jest „żywe i skuteczne, ostrzejsze od miecza obusiecznego; przenikające aż do rozdzielenia duszy [życia], od ducha i szpików od kości, rozsądzające zamiary i zamysły serca” (Żyd. 4:12). Tak więc Słowo Boże umożliwi nam rozpoznać intencje, motywy, myśli i pragnienia naszych serc. Na ile więc udajemy się do Słowa Bożego, na tyle możemy rozpoznawać te rzeczy.
Jeżeli jednak pod tym względem będziemy opieszali i zadowalali się stwierdzeniem, że jesteśmy tak dobrzy, a może i lepsi od innych, którzy także są dziećmi Bożymi i będziemy mówili: „Wiemy, że serce moje jest we właściwym stanie, że intencje moje są dobre” — gdy będziemy polegać tylko na naszych myślach, a nie będziemy udawać się do Słowa Bożego, ażeby przez nie rozsądzać swoje intencje i motywy serca, wtedy nasz sąd będzie nie tylko bezwartościowym, lecz niewłaściwym i wprowadzającym w błąd. Skoro jednak nasz sąd będzie zawsze w zgodzie ze Słowem Bożym, to on nie powiedzie nas na manowce i wtedy będzie prawdziwym. Naszym sędzią jest Pan, jak mówi o tym następny wiersz: „A nie ma żadnego stworzenia, które by nie było jawne przed obliczem Jego; owszem wszystkie rzeczy obnażone są i odkryte oczom Tego, o którym mówimy [z którym mamy do czynienia — tłum ang.]” — Żyd. 4:13. Chociaż uznajemy, że Bóg jest naszym sędzią, to jednak nie powinniśmy obecnie zaniedbywać zupełnie sądzenia. Nie powinniśmy czekać aż Bóg wskaże nam nasze pomyłki i błędy, ale być chętnymi naprawiać samych siebie i swoją drogę na ile tylko jest to możliwe, by być w jak najlepszej harmonii z wolą Bożą.
Drodzy bracia, widzimy, że gdy chcemy kroczyć po właściwej drodze, to nie mamy rozpoczynać naprawy od naszych słów czy uczynków, ale od naszych myśli, intencji, pragnień i motywów naszych serc. Pod tym względem musimy pilnować naszych serc we wszelkich okolicznościach i wydarzeniach — w tych, które już miały miejsce, a także i w tych, które się mogą jeszcze kiedyś wydarzyć.
Podam tu pewną ilustrację. Przypuśćmy, że na umysł nasz przychodzi myśl: „Wiem, że dość często lud Boży nie okazywał ducha Pańskiego w obchodzeniu się z braćmi i siostrami. Przypuśćmy, że i mnie spotka coś takiego, że będę źle potraktowany, albo źle zrozumiany, ale jak ja to przyjmę?” Ktoś inny zaś powiedziałby: „Ja nie wierzę, że mogłoby mnie coś takiego spotkać”. Drodzy bracia, nie wiemy, z czym się możemy spotkać. Nie bądźmy jednak z tych, którzy uważają i zwodzą samych siebie myśląc, że nie będą przechodzić żadnych prób. Ja wiem, że potrzebuję prób, że one są konieczne dla mnie, abym się mógł dostać do królestwa, a także, że są one konieczne i dla was. Nie zwódźmy więc samych siebie myślą, że możemy być od nich wolnymi. Przechodzimy próby i będziemy ich coraz więcej przechodzić. Następnie nie myślcie, że gdy one przyjdą, to zawsze będą łagodne i przyjemne, tak że z łatwością będziecie je mogli przezwyciężyć. Zapewniam was, że one przyjdą od strony, z jakiej się ich nie spodziewacie. Zjawią się nagle w towarzystwie wielu nieoczekiwanych spraw. A więc drodzy bracia, musimy realnie patrzyć na fakt, że próby nadejdą, a o tym chcemy już wiedzieć obecnie. Zapytujmy więc siebie, jak je przyjmiemy? Zapewne pragniemy je przyjąć z czystym sercem, z właściwymi pragnieniami i intencjami. Powiedzieć, że je zawsze zwyciężymy, nie możemy, lecz pragniemy odnieść zwycięstwo i będziemy starali się odnieść zwycięstwo. I to jest najważniejszym, najpierwszym i najwyższym, co możemy zawsze od siebie wymagać. Możemy i powinniśmy pragnąć, by zwyciężyć i jeżeli tak się czujemy, to Bóg uzna nas za zwycięzców, bo Pan, jak wspomnieliśmy, nie patrzy na sam czyn, ale na chęci i jeżeli chęci nasze są prawdziwe, to poczytani jesteśmy za zwycięzców, chociaż w rzeczywistości nie zwyciężyliśmy. Na przykład, jeżeli w czyimś sercu znajduje się chęć, gotowość i pragnienie, by sprawować dzieło kolportera, to taki jest kolporterem. Może powiesz: „Ja miałem pragnienie, a jednak mimo to nie zostałem kolporterem”. Zaczekaj aż znajdziesz się u Pana i przejrzysz tam listę kolporterów i znajdziesz na niej swoje nazwisko. Bóg bowiem patrzy na chęci twego serca i jeżeli twoje serce jest prawdziwe, to jesteś jednym z Jego kolporterów.
Lecz może powiecie, że to byłoby bardzo łatwym dla każdego z nas powiedzieć, że jesteśmy bardzo chętnymi, podczas gdy w rzeczywistości byłoby to tylko naszą wymówką. Tak, drodzy bracia, lecz Pan będzie o tym wiedział, bo On zna nasze intencje. Możecie samych siebie zwodzić mówiąc, że wasze intencje są dobre, ale czy dlatego one staną się dobre? Jeżeli rzeczywiście twoje pragnienie, by być kolporterem, jest prawdziwe, to okaże się to przy nadarzającej się sposobności. Jeżeli nie wykorzystasz nadarzającej się sposobności, to albo pragnienia twoje nie były szczere, albo w ogóle nie byłeś w możności podjąć się tej pracy. Znacie wszyscy powiedzenie, że „dla chcącego nie ma nic trudnego”. I myślę, że w żadnym innym wypadku nie jest to tak prawdziwym jak w życiu dziecka Bożego. Drodzy bracia, jeżeli rzeczywiście pragniecie, by coś uczynić, to jesteście bardzo blisko wykonania.
Wiemy, że wielu nie posiada większego zainteresowania Panem i Jego dziełem. Obawiam się, że jest bardzo wielu takich, którzy tylko udają, że miłują Pana, lecz sam fakt, że oni nie czynią wysiłków, które byłyby dowodem ich gorliwości, szczerego postanowienia, dowodzi, że oni nie są kierowani takim sercem, o jakim mówi nasz tytułowy tekst, sercem, które utrzymane jest we właściwym stanie przez mądrość pochodzącą z góry. Podobny błąd popełnia zapewnie wielu z nas. Na przykład, ktoś z braci mógłby powiedzieć: „Otóż teraz zdecydowałem się zostać kolporterem. Mam jednak pewne przeszkody i jeżeli Pan je usunie to będę to uważał za znak, że Pan chce, abym został kolporterem”. Drodzy bracia, takie postawienie sprawy wskazuje na serce, któremu jednak coś brakuje. Dlaczego? Jeżeli posiadasz prawdziwą gorliwość, jeżeli pragnienie twego serca jest takim, jak być powinno, to nie będziesz czekał aż przeszkody zostaną usunięte, lecz będziesz się starał być czynnym pomimo tych przeszkód albo będziesz się starał je usunąć. W taki sposób dopiero okażemy wierność naszemu Panu. On mówi: „Temu, co zwycięży, dam usiąść ze mną na moim tronie”. Tekst mówi wyraźnie, że ten, co usiądzie z Panem na tronie, jest takim, co musi zwyciężać, musi bieżeć mimo przeszkód naprzód i przy łasce Bożej zwyciężać te przeszkody.
Drodzy bracia, nie czekajmy aż przeszkody zostaną usunięte. Bądźmy bezwzględnie gorliwymi w tej sprawie. Bardzo mnie dziwi, że wielu braci, którzy do pewnego stopnia ocenili te rzeczy, nie są dostatecznie gorliwymi pod tym względem. Dlaczego? Drodzy bracia, gdybyście okazali taką samą gorliwość w duchowych sprawach, jaką okazujecie w codziennych zajęciach, to pomyślcie, do jakiej wielkiej zmiany przyczyniłoby się to w naszym życiu. A przecież rzeczy te powinny posiadać pierwszeństwo przed wszystkimi zwykłymi zajęciami życiowymi.
Wiem, że wszyscy posiadamy różne przeszkody. Niektórzy posiadają niedomagania fizyczne i mówią, że zdrowie przeszkadza im w służbie Pańskiej. Otóż wiemy, że czasami zdrowie jest naprawdę przeszkodą, którą bardzo trudno jest usunąć, jednak znam bardzo wielu braci i sióstr, którzy przezwyciężyli tę przeszkodę. Gdy rozpoczynali pracę Pańską, znajdowali się w bardzo marnym zdrowiu, lecz w opatrzności Bożej przystąpienie do tej pracy okazało się tak wielkim błogosławieństwem, że nawet ich stan zdrowia polepszył się tak, że oni nadal pozostają czynnymi w tej służbie. Często może to być dla nas próbą. Pan może dozwolić, by zdrowie nasze było słabe, ażeby nas doświadczyć czy jesteśmy na tyle gorliwi, że będziemy usiłowali być czynnymi w Jego służbie, bez względu na stan naszego zdrowia. Jeżeli jesteśmy szczerymi w naszych chęciach, to przezwyciężymy trudności, które, wydawało się, że są nie do pokonania.
Przypominam sobie pewnego brata, który przyszedł do mnie i powiedział mi, że on wraz ze swoją żoną pragną zająć się pracą kolporterską, ale na przeszkodzie stoi im zdrowie, a także pewna nieruchomość, która zapisana jest na żonę. Pragnęli ją sprzedać, lecz posiadali pewne przeszkody pod tym względem. Wydzierżawić zaś nie chcieli obawiając się, że dzierżawcy zniszczą ją, przez co straci do pewnego stopnia na wartości. Postanowili więc sprzedać, lecz nie mogli otrzymać takiej ceny, jaką pragnęli. Brat ten powiedział mi: „Ta posiadłość jest dużo więcej warta aniżeli najlepsza oferta, jaką otrzymaliśmy. Więc jeśli będziemy mogli ją sprzedać za odpowiednią cenę, to zajmiemy się pracą kolporterską”. Pamiętam, że na to powiedziałem mu: „Bracie, jeżeli pragniesz podjąć się dzieła kolportera, to powinieneś sprzedać tę posiadłość za taką cenę, jaką ci ofiarują. Nie myślcie, że możecie być czynnymi w pracy Pańskiej bez żadnej straty. Powinniście być chętnymi, by ponieść nawet pewną stratę”. Powiedziałem także, że jeżeli on nie dojdzie do takiego stanu, w którym przestanie kłaść nacisk na otrzymanie odpowiedniej ceny za swoją posiadłość, to prawdopodobnie Pan ześle mu jakieś bolesne doświadczenie.
Obawiam się, że podobnie sprawa przedstawia się z wieloma z nas i że znajdujemy się obecnie w niebezpieczeństwie pod tym względem, ponieważ serca nasze nie są tak gorliwe jak powinny być. Nasze serca muszą być pełne gorliwości, pilności i wierności, a jeżeli takie nie są, to prędzej czy później potkniemy się. Nie potrzebujecie mówić: „O nie, nie myślę, aby coś mogło odwrócić mnie od Pana. Ja nigdy nie mógłbym w coś innego wierzyć, mieć inny pogląd na te rzeczy”. Zapewniam was, że bardzo się mylicie, gdyż we właściwym świetle możecie widzieć pewne rzeczy tylko dotąd, dopóki serce swe zachowujecie w odpowiednim stanie. Lecz gdy tego zaniechacie, natychmiast znajdziecie się w niebezpieczeństwie. Wiem bowiem, jak łatwym jest być zwiedzionym odnośnie swych intencji.
Gdy znajdujemy się na konwencji, gdzie jest około tysiąca braci i sióstr, gdy jesteśmy pod wpływem ducha panującego tutaj, gdy wspólnie śpiewamy, słuchamy wykładów, to jesteśmy bardzo podniesieni uczuciowo. O tak, wtedy czujemy, że jesteśmy po stronie Pana, prawdy. Tak, drodzy bracia, znam i ja ten stan, lecz pozwólcie mi powiedzieć, że to jeszcze w ogóle nie jest dowodem. Na konwencji intencje nas wszystkich są dobre. Lecz popatrzmy na to z innej strony. Czy zanim tu przybyliśmy sprawy duchowe miały tak wybitne miejsce w naszym życiu, jak to czujemy obecnie? Czy zawsze myśleliśmy o duchowych sprawach, na ile tylko czas nam pozwalał poza zwykłymi zajęciami? Czy poświęcaliśmy tyle uwagi i zainteresowania tym sprawom, jak na tej konwencji? Czy staraliśmy się przedstawiać prawdę wszystkim, którzy okazywali zainteresowanie, tak jak to czyniliśmy na tej konwencji? Widzicie więc drodzy bracia, jeżeli posiadacie właściwe intencje, to nie będziecie czekać konwencji, by okazać Panu swoją gorliwość i swoje chęci.
Podczas swoich podróży spotkałem się już nieraz z takim wydarzeniem. Podchodzi do mnie jakiś brat i mówi: „Jak bardzo się cieszę, że widzę dziś na zebraniu brata X z wielkim zainteresowaniem słuchającego ciebie. On już od roku nie pokazuje się w zgromadzeniu i nie wiemy co się z nim dzieje”. W Filadelfii, w moim rodzinnym mieście, około 18 lat temu znałem brata, który był bardzo aktywnym tylko wtedy, gdy urządzaliśmy konwencję. Przyszedł kilka razy przed i kilka razy po konwencji, potem nie zjawiał się aż do następnej konwencji. Nie zwódźmy się więc, że mamy dosyć gorliwości, dosyć zainteresowania sprawami Pana, gdy jesteśmy na konwencji wśród ludu Bożego. I czy to jest dowodem, że jesteśmy w porządku? Takie pojęcie może nam stać na przeszkodzie, by okazać swą gorliwość i przywiązanie do Pana w naszym domu, w mieście itp. Jeżeli nie będziecie w tej samej mierze poświęceni Panu poza konwencją jak i na konwencji, to będzie to dowodem niewłaściwego stanu serca.
Widzimy więc, że jeżeli intencje serca są właściwe, to uczynimy wszystko, co tylko jest w naszej mocy, by wprowadzić je w życie. A gdy uczynimy wszystko na co nas było stać, a mimo to ciągle jeszcze będziemy nie dociągać, to Pan nie policzy tego przeciwko nam, ponieważ On wie, że pragniemy czynić dobrze, pragniemy wykonywać Jego wolę, pragniemy uwielbiać Go w naszych sercach, chociaż nasze ciało z powodu słabości nie jest w stanie w zupełności wykonać tego według pragnień i intencji serca.
Następnie zachodzi pytanie, czy mamy strzec naszych serc tylko przez pewien określony czas? Odpowiadamy: Nie, drodzy bracia. Widzimy, że nawet wielu z ludzi światowych do pewnego stopnia strzegą swych serc, chociaż nie są w przymierzu z Bogiem i nigdy nie poznali Boga i Jego dobrotliwości, tak jak my ją poznaliśmy. Zewsząd jesteśmy otoczeni przez nieprzyjaciół, którzy chcą się dostać do naszych serc i napełnić je trucizną. Przypominamy sobie słowa naszego Zbawiciela: „Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądają” (Mat. 5:8). Wszyscy wiemy, że nie możemy być doskonałymi, lecz możemy posiadać czyste serca, czyli czyste intencje, motywy i pragnienia i to jest to, czego Pan spodziewa się od nas, lecz nie powinniśmy się tym zadowalać. Zadowolonymi zupełnie będziemy dopiero wtedy, gdy ocucimy się i będziemy Panu podobni, ponieważ pragniemy posiadać nie tylko czyste intencje, lecz być w zupełności czystymi. Pan wie jednak, że nie możemy tego osiągnąć w tym życiu, lecz spodziewa się, że będziemy czynić wszystko, aby serca nasze utrzymać w czystości i do takich On mówi: „Błogosławieni czystego serca”. Drodzy bracia, niezależnie od tego czy obecnie mamy, czy nie, czyste serca, to jednak pragniemy, aby one takimi były. Chcemy je strzec od wszelkiej nieczystości. Nawet jeżeli nie są czystymi obecnie, to chcemy je oczyścić, a jeżeli są w odpowiednim stanie, to pragniemy ich strzec, aby nieczystości nie powróciły i aby nasze serca nie stały się takimi, jakimi były poprzednio.
Przed jakimi wrogami mamy strzec naszych serc? Pierwszym z nich i najniebezpieczniejszym jest pycha. Jeżeli ona dostanie się do serca, to bardzo trudną rzeczą będzie ją stamtąd usunąć. A gdy ją już wyrzucimy, to musimy ciągle strzec się, aby nie powróciła i aby nie prowadziła nadal swego niszczącego dzieła.
Na chwilę przypatrzmy się naszemu Panu. Przypominamy sobie, jak był kuszony przez szatana na puszczy po czterdziestu dniach postu i jak pokusy te odparł zwycięsko. Pismo Św. mówi nam, żebyśmy dali odpór diabłu, a uciecze od nas. Jezus dał mu odpór i on odstąpił od Pana, tak jak Pismo mówiło. Pan Jezus dał tak stanowczy odpór przeciwnikowi, że on już nigdy do Niego nie powrócił. Szatan starał się jeszcze atakować naszego Pana w różny sposób, lecz z podobnymi propozycjami jak na początku już nie przyszedł. Widocznie powiedział do siebie: „Ten człowiek Jezus, jest tak stanowczy i poddany Ojcu, że nie widzę sensu, aby Go dalej zwodzić. Byłoby to tylko marnowaniem czasu”.
Otóż i my powinniśmy posiadać takiego ducha jak Pan. Obawiam się, że gdy nieprzyjaciel przychodzi do nas z różnymi pokusami, to my wahamy się: „O, właściwie ja muszę zwyciężyć tym razem”. Przeciwnik widzi to wahanie i próbuje innym razem z lepszym powodzeniem. Po krótkim czasie on znów powraca z tymi samymi pokusami tylko może w nieco innej formie, zdaje sobie bowiem sprawę, że nie sprzeciwiliśmy się mu tak gorliwie i stanowczo jak powinniśmy.
Jeżeli chodzi o pychę to wiemy, że przeciwnik ucieszyłby się, gdyby mógł zaszczepić chociaż tylko pewien procent pychy w naszych sercach. Musimy więc stale sprzeciwiać się mu i strzec naszych serc z całą gorliwością. W jaki sposób mamy to czynić? A więc, gdy jakakolwiek zazdrosna lub zła myśl przychodzi na nasz umysł, na przykład: „Nie myślę, że mnie tu dostatecznie poważają. Widzę, że nie interesują się mną. Jeszcze mnie nawet nie powołali do modlitwy”, to takim myślom powinniśmy powiedzieć: „Precz z mego umysłu! Nie chcę mieć takich myśli i w ogóle nie chcę myśleć o takich rzeczach”. Gdy jednak myśl ta powróci, odeprzyjcie ją znowu i okazujcie stanowczość. Lecz przypuśćmy, że ta myśl powraca jeszcze raz, to co mamy robić? Zwalczajcie ją nadal. Walczycie, a ona znowu powraca? To nic, walczcie z nią ciągle, drodzy bracia. Pan chce, żebyśmy byli wytrwałymi: „Tym, którzy przez wytrwanie w uczynku dobrym szukają sławy, czci i nieskazitelności odda żywot wieczny” (Rzym. 2:7). Widzimy więc, jak konieczną jest ciągła czujność. Nie myślę też, abyście spodziewali się, że po kilku latach będziecie mogli zaniechać dalszej walki i złożyć zbroje. O nie, drodzy bracia, dzieło Pańskie nie jest jeszcze w was zakończone i powinniście być zdecydowani na walkę aż do śmierci. To może znaczyć walkę przez 30, 40, 50 lat dla kogoś z nas.
Może powiecie mi, że nie spodziewacie się, że to może trwać tak długo. Ja również nie spodziewam się, ale powinniśmy posiadać takie zdecydowanie, by walczyć i pozostać wiernymi Panu, a także, żebyśmy mogli powiedzieć: „Drogi Ojcze, cieszę się, że czas jest już krótki i że ta praca zakończy się już niedługo. Lecz, drogi Ojcze, tak pragnę posiadać coraz więcej Twego charakteru w moim sercu i w moim życiu, że jeżeli powiesz, że jedynym sposobem zdobycia go jest bym jeszcze przez 50 lat tu walczył, to pragnę zgodzić się z tym”. Strzeżmy więc naszych serc przed pychą, sprzeciwiajmy się każdej pysznej myśli. Zdajemy bowiem sobie sprawę, że jeżeli dozwolimy na maleńki objaw pychy, to ona bez naszego zaproszenia wejdzie i rozpocznie swe śmiertelne dzieło i przez to okażemy się nieodpowiednimi do Królestwa.
Następnie musimy pamiętać, że aby skutecznie walczyć przeciwko temu nieprzyjacielowi, trzeba być zawsze chętnym upokorzyć się. Nie uchronimy się od pychy, jeżeli naszego serca nie napełnimy pokorą. Przekonamy się jednak, że utrzymanie siebie w pokorze będzie nas dosyć dużo kosztować. Zauważyłem, że nie ma nic trudniejszego dla ludu Bożego od upokarzania siebie. Potrafimy być pokornymi, gdy okoliczności nas do tego nakłaniają, lecz nie jest łatwym dla nas, by upokorzyć siebie, by dobrowolnie postawić siebie w pozycji, gdzie będziemy lekceważeni, źle traktowani, krytykowani itp. A jednak Pan spodziewa się, że osiągniemy takie usposobienie. Inaczej mówiąc to oznacza, że dziecko Boże pragnie być małym. Zapewne, przypominacie sobie słowa proroka Malachiasza: „Cić mi będą, mówi Pan Zastępów, w dzień, który Ja uczynię, własnością” — klejnotami. Wiecie także, że jedną z charakterystyk klejnotów jest ich rozmiar. One są przeważnie bardzo małe. Obawiam się, że wielu spośród nas nie chce być małymi. Wolimy posiadać większe rozmiary; chcemy być kimś; chcemy być ważnymi. Drodzy bracia, powinniśmy radować się, że w opatrzności Bożej okoliczności tak składają się, że poniżają nas, bo Słowo Boże mówi: „Kto się poniża, wywyższony będzie” przez Boga w słusznym czasie, jeżeli tylko przyjmuje to poniżenie we właściwym duchu.
Następnie powinniśmy bronić naszych serc przed brakiem ufności. Często wydaje mi się, że bardzo trudna rzeczą dla ludu Bożego jest posiadanie ufnej wiary w Pana, którą przecież powinni posiadać. Oni ciągle nie dowierzają Bogu. Myśląc o swoich dzieciach martwią się, co będzie w przyszłości z ich dziećmi, gdy oni poświecą się Bogu. Czy będą mieć z nimi jakąkolwiek łączność itd. Drodzy bracia, to jest niedowierzanie i brak zaufania do Pana. Czy myślicie, że Pan wyjaśni wam naprzód każdy krok, jaki macie uczynić? Jeśliby tak było, to nie mielibyście wiary Abrahama, gdyż Abraham nie postępował tak. Abraham nie pytał Boga o wyjaśnienie, gdy miał udać się do odległego miejsca, gdzie miał ofiarować swego syna miłego. Nie mówił: „Panie, dlaczego chcesz, abym ofiarował Izaaka? Czy zapomniałeś o swej obietnicy, że w Izaaku ma być nasienie moje? Panie, jeżeli ofiaruję Izaaka, to obietnica Twoja nie wypełni się”. Abraham nie pytał, nie kwestionował Boskiego rozkazania. Raczej pomyślał, że jeżeli Bóg tak chce, to będzie to dobre. Bóg nie może przecież wymagać nic nieracjonalnego czy niesprawiedliwego. Abraham za wszelką cenę chciał być posłuszny Bogu.
Otóż drodzy bracia, czy jest możliwe abyśmy my, którzy żyjemy w czasie, w którym mamy o wiele więcej światła niż Abraham, mieli mniej zaufania do Boga? Włóżmy nasze ręce w rękę Boga i powiedzmy: „Ufamy Ci Panie we wszystkim, chociaż wiele nie rozumiemy, a może nawet nie moglibyśmy tego zrozumieć, gdybyś nam nawet powiedział. W jaki więc sposób to będzie, będzie dobre dla nas i dla naszych dzieci i dlatego pragniemy zupełnie zaufać Tobie i poświęcić się na służbę Twoją nie troszcząc się, co ten krok pociągnie za sobą”. Na tym właśnie polega pod pewnym względem nasze poświęcenie. Nie wiemy bowiem, co ono nam przyniesie, jak wpłynie na nas, lecz ufając Bogu możemy wiedzieć, że wszystko to wyjdzie na nasze dobro. Przynośmy więc do Pana nasze najlepsze chęci, a On je przyjmie.
A teraz, drodzy bracia, odpowiadając na trudności niektórych martwiących się, jak ich poświęcenie wpłynie na ich przyszły stosunek do ich dzieci, do najbliższych, to możemy pewnie odpowiedzieć, że sam fakt, iż Bóg chce, abyście się Jemu poświęcili, dowodzi, że jest to najlepszą rzeczą dla was i najmądrzejszą, jeśli chodzi o wasze dzieci. Możliwe, że gdy ten krok poświęcenia uczynicie, to Pan wyjaśni wam różne rzeczy i filozofię całej tej sprawy, jaka wam leży na sercu, ale na pewno nie prędzej, gdyż On chce, abyście kroczyli wiarą.
Obecnie nie jesteśmy w stanie ocenić tej chwalebnej nagrody, jaka została nam obiecana. Gdyby było możliwe ujrzeć chociażby tylko przebłysk przyszłej chwały, to nie zastanawialibyśmy się nad tym, czy mamy się poświęcić Bogu. A także nie byłoby trudnym być wiernymi. Wszystkie inne rzeczy odłożylibyśmy na stronę: nasze upodobania, przyjemności i trudności i to, że byliśmy przez kogoś potraktowani niewłaściwie. Wszystko to nie miałoby dla nas żadnego znaczenia, bo bylibyśmy przejęci tą przyszłą chwałą. Cała sprawa i trudność tkwi w tym, że jej nie widzieliśmy, lecz wiemy, że ona jest rzeczywistą i pewną, tak jakbyśmy ją widzieli. Czy nie możemy więc zaufać Słowu Bożemu, przyjąć jego zapewnienia i wierzyć im jeszcze bardziej niż własnym oczom? Drodzy bracia, nie dopuszczajmy do naszych serc żadnej nieufności.
Mam jeszcze na uwadze inne zagadnienie. Wydaje mi się, że za wiele uwagi niektórzy z ludu Bożego poświęcają przyszłemu uciskowi. Ta sprawa nie należy do nas. Pozostawmy ją w rękach Boga. Nie troszczmy się też w związku z tym o nasze osobiste sprawy. Miejmy więcej zaufania do Boga. Nawet gdyby różne rzeczy i sprawy układały się dla nas niepomyślnie, to powinniśmy być zadowolonymi, nie myśląc, jak wiele możemy stracić lub cierpieć. Wszystko bowiem okaże się w końcu potrzebne i dobre. Znam wielu braci, którzy w ostatnich latach przeszli wielkie doświadczenia, chcąc ukryć się przed uciskiem i bez wyjątku wszyscy oni przed czasem wpadli w ucisk. Dlatego jeśli macie obecnie jakieś plany i myślicie, że możecie zabezpieczyć swoje interesy na przyszłość, to porzućcie te myśli. Okażcie więcej wiary i zaufania względem Boga w tej sprawie i bądźcie pewni, że na tym najlepiej wyjdziecie. Jeżeli okażecie brak wiary, to na pewno będzie to ze szkodą dla was i waszych rodzin.
Oprócz pychy i braku wiary pragniemy też nasze serca ochronić przed zniechęceniem. Przypominacie sobie słowa apostoła: „Nie łudźcie się, z Boga szydzić nie można. Co człowiek sieje, to też żąć będzie. Kto sieje ciału, temu ciało jako plon przyniesie skażenie, ale kto sieje dla ducha, temu duch jako plon wyda żywot wieczny. Czyńmy dobrze i nigdy nie ustawajmy, bo gdy przyjdzie odpowiednia pora, będziemy zbierać plony, o ile tylko nie ustaniemy w wysiłkach”. Zauważmy więc, drodzy bracia, jak ważnym jest, byśmy byli pilnymi i nie ustawali w wysiłkach, by czynić dobrze. A na drodze swojej spotkamy wiele rzeczy, które będą nas zniechęcać. Niektórzy zniechęcają się i nie chcą iść naprzód. Zadowalają się bowiem miejscem, do którego już doszli w duchowym wzroście. Inni zniechęcają się w czynieniu dobrze i wydaje się, jakoby chcieli cofnąć się trochę do tyłu. Myślę, że zniechęcanie się w czynieniu dobrze prowadzi wielu do przyjęcia nauki o zamknięciu drzwi i popieczętowaniu wszystkich wybranych. Jest wielu braci, których ta kwestia zamknięcia drzwi bardzo interesuje. Oni chcieliby wiedzieć, czy to nastąpi jeszcze w tym roku, a może już w przyszłym. Drodzy bracia, nie myślę, że powinniśmy za wiele o tę sprawę się troszczyć. Do nas należy być tak gorliwymi, jakby drzwi miały być zamknięte już jutro lub pojutrze i pozostawać w tym stanie dotąd, aż one zostaną rzeczywiście zamknięte. A nawet, gdy już zostaną zamknięte, to ci, których serca będą we właściwym stanie, nie będą starali się myśleć o tym. Wydaje mi się, że gdy drzwi zostaną zamknięte, to będą tacy, którzy będąc zniechęceni w czynieniu dobrze, odetchną z ulgą i powiedzą: „Teraz nie musimy już dłużej pracować i starać się”. Będą jednak na pewno i tacy, którzy będą posiadać odmienne uczucia w tej sprawie. Tacy nie przestaną być czynnymi i będą kołatali do drzwi, by sprawdzić, czy one jeszcze się nie otworzą i nadal będą mieć pragnienie, by coś czynić dla Pana. Myślę, że powinniśmy mieć takiego ducha, który się nie troszczy i nie pragnie, aby drzwi były zamknięte, ale jest chętnym, by czynić, co tylko jest możliwe dokąd one są jeszcze otwarte.
Wiemy, że przeciwnik może zwieść wielu podsuwając im myśl, że drzwi zostały zamknięte, podczas gdy one są otwarte. Znam wielu braci, którzy porzucili pracę, mówiąc, że wszystko już zostało dokonane, że może w innych krajach jest jeszcze jakaś praca, lecz nie u nas. Oni nie zdają sobie sprawy ze swej straty. Starajmy się drodzy bracia pracować tak długo jak możemy, nawet po zamknięciu drzwi, a wówczas będziemy znajdować się we właściwym stanie serca i na pewno otrzymamy błogosławieństwo, chociaż dla drugich już będzie na nie za późno.
Zwróćmy naszą uwagę na jeszcze jedną rzecz. Tekst nasz mówi: „Strzeż serca twego”. On nie mówi: „Strzeż serca twego brata”. Czasem przychodzi nam na myśl, że gdyby nam pozwolono, to ustrzeglibyśmy serce tego albo tamtego brata od różnych niewłaściwych rzeczy. Jest to jednak niemożliwe. Wy nie możecie strzec mego serca, a ja nie mogę strzec waszych serc. Pod tym względem każdy z nas musi i może strzec tylko swego własnego serca. Słowo Boże mówi: „Strzeż serca twego”. Prawdą jest, że Pan sprawuje w nas Swoje dzieło, ale tekst nasz mówi, że i my mamy pewną część do wykonania. Pan nie spodziewa się, że wykonamy część pracy należącą do Niego, a także my nie spodziewajmy się, że Pan wykona to, co należy do nas. Pan wykona na pewno swoją część wiernie, więc i my wykonajmy naszą.
Pamiętajmy jednak drodzy bracia, że strzeżenie naszych serc jest sprawą naszej pilności i gorliwości. Nie wystarczy, jeżeli go strzegłeś pilnie w roku przeszłym, ale czy czynisz to z pilnością i stanowczością także obecnie i czy pragniesz to czynić w przyszłości? Nieważnym jest także jak będziemy traktowani przez innych — sprawiedliwie czy niesprawiedliwie. Nie oczekujmy, że wszystko będzie układało się dobrze w naszym życiu, według naszych pragnień i zamiarów. Nieważnym też jest, czy będziemy mieli łatwe, czy ciężkie życie, ważnym jest tylko, byśmy strzegli naszych serc z całą pilnością i gorliwością. To nie jest to samo, co strzeżenie naszego interesu, pieniędzy, reputacji czy zdolności itp. Te rzeczy oddaliśmy Panu przy naszym ofiarowaniu, by służyły ku Jego chwale, ale cała nasza uwaga i staranie ma być o nasze serce, bo od niego zależy nasze przyszłe życie.
W jaki sposób możemy strzec naszych serc? Możemy je strzec w różny sposób. Modlitwa będzie jednym z najważniejszych sposobów. Następnie możemy przypatrywać się naszym braciom, odznaczającym się posłuszeństwem i zupełnym poświęceniem dla Pana i Jego sprawy. Dopomogą nam także do strzeżenia naszych serc ciągłe wysiłki w odrzucaniu i sprzeciwianiu się temu wszystkiemu, co przeciwne jest duchowi Pańskiemu, nie tylko w naszym sercu, ale i w naszych ciałach. Możemy także strzec naszych serc przez codzienne odżywianie i wzmacnianie dobrych pragnień, jakie Pan wlał do naszych serc. Gdy więc uczynimy coś dobrego, to tak jakbyśmy uczynili krok w kierunku oczyszczenia naszego serca, ale gdy uczynimy coś złego, to tak jakbyśmy szli w przeciwnym kierunku.
Dowiedzieliśmy się więc, że jedynie rzeczy uczynione z dobrych intencji są ważnymi. Jeżeli uczynimy coś dobrego spontanicznie, nie mając na uwadze, by uczynić to dobro, to nie należy się nam za to specjalna pochwała. Jeżeli zaś uczynimy coś złego, czego nie chcieliśmy uczynić, to również nie będzie nam przypisane. Za każdym więc razem, gdy przyjmujemy do naszego umysłu dobrą myśl, za każdym razem, gdy walczymy z myślą pyszną, samolubną i odnosimy zwycięstwo, to czynimy krok we właściwym kierunku. Jeżeli w pracy tej będziemy trwali z pilnością, to osiągniemy doskonałe serce. Lecz gdy będziemy czynili coś, co jest przeciwne Duchowi Świętemu, to będziemy cofać się. Nawet gdyby to była nieznaczna myśl, lecz byłaby przeciwną woli Bożej, to może ona w końcu doprowadzić nas do beznadziejnego stanu, gdy charakter nie będzie już nadawał się do naprawienia. Z drugiej strony każda szlachetna, czysta i wzniosła myśl będzie dopomagać nam do osiągnięcia doskonałego charakteru. I dopiero wtedy, gdy go osiągniemy, Pan będzie mógł powiedzieć do nas: „Dobrze sługo dobry i wierny. Byłeś wierny w małych rzeczach, uczynię cię władcą nad wielkimi rzeczami”.
Drodzy bracia, nie mam większego pragnienia nad to, aby wyryć w waszych sercach słowa naszego tekstu: „Strzeż serca twego, bo z niego żywot pochodzi”. Jeżeli nie spotkasz się w wyniku swej pracy z życiem wiecznym, to będzie to z powodu, że nie strzegłeś swego serca, a było to w twojej mocy. Do tej pracy nie potrzebne jest ani bogactwo, ani wykształcenie, ani zdolności. Najpokorniejszy, najbiedniejszy z nas może to czynić. Wiem też, że gdy będzie naszym pragnieniem, by strzec naszych serc, to Bóg pokaże nam, jak mamy to czynić, w czym tkwi niebezpieczeństwo nam grożące i w końcu dopomoże nam, że będziemy zwycięzcami przez Tego, który nas umiłował, pozostawił nam przykład i który dopełnia wszystkie nasze braki przez zasługę swej drogocennej krwi. A więc: „Strzeż serca twego, bo z niego żywot pochodzi”.
(B. H. Barton, Na Straży 4,5/70, Keeping the heart, 1910)